niedziela, 2 marca 2014

Fikcja bez granic?

  Czy zdarzyło się Wam kiedyś podczas oglądania filmu natrafić na niedorzeczną scenę, która nie miałaby prawa rozegrać się w realnym świecie? Albo wyłapać typową wpadkę, która pomimo całej rzeszy specjalistów i konsultantów zatrudnionych przy procesie produkcji jakimś cudem przedostała się do ostatecznej wersji kinowego dzieła? Mnie owszem i to dosyć często. Czasami zupełnie nie przeszkadza mi to w oglądaniu filmu i nie pozbawia przyjemności, jaką z tego czerpię. Czasami jednak takie absurdy i niedociągnięcia potrafią mnie zirytować i zaważyć na mojej opinii na temat filmu jako całości. Z reguły zależy to od gatunku, do którego film się zalicza i moich względem niego oczekiwań. Tak samo rzecz się ma w przypadku powieści.
   Nie tak dawno pisałam o tym, dlaczego czytanie książek jest tak fantastycznym zajęciem (Żyję podwójnie). Dodrze napisana książka zabiera nas w niezapomnianą podróż, lecz aby to mogło mieć miejsce, musi zostać spełnionych kilka warunków. Brak błędów językowych i logicznych, spójność tekstu i opisywanej historii, żywe charaktery to moim zdaniem warunki podstawowe. Dalsze warunki będą z pewnością zależne od indywidualnych potrzeb i oczekiwań konkretnego czytelnika. Bo przecież każdy z nas ma swój gust i upodobania. Jednym do szczęścia wystarczy lekko napisana powieść romantyczna, inni wolą powieści z dreszczykiem lub trzymające w napięciu kryminały. Dla jednych wystarczy, by powieść była napisana poprawnie i zrozumiale, inni poszukują tekstów oryginalnych, wymagających językowo i zmuszających do myślenia. Dla mnie, jako czytelniczki, istotnym warunkiem jest realizm opisywanej historii oraz wiedza autora związana z poruszaną w książce problematyką. Innymi słowy oczekuję od powieści, że będzie w sposób możliwie wierny odzwierciedlać otaczającą nas rzeczywistość. Rzecz jasna to nie oznacza, że unikam powieści fantasy czy horrorów, wręcz przeciwnie! Bardzo lubię tego typu książki i zawsze jestem pełna podziwu dla wyobraźni ich twórców. Fikcja literacka ma to do siebie, że jest... fikcją, historią zrodzoną w znacznym stopniu lub w całości w głowie autora, a lista stojących przed nim możliwości jest praktycznie nieograniczona. Elfy, smoki, czarodzieje, zakochane wampiry, upiory i potwory - wszystko to jest w porządku dopóty, dopóki, że się tak kolokwialnie wyrażę, całość kupy się trzyma. Mój warunek dotyczy raczej powieści, które z założenia z fantastyką mają niewiele wspólnego.
   Tak się składa, że często i z chęcią sięgam po powieści obyczajowe, psychologiczne, opisujące naszą zwykłą codzienność w sposób ciekawy i barwny, oddające ludzkie problemy i bolączki wiernie i ze sporą wnikliwością. I to właśnie w tego rodzaju powieściach trzymanie się realiów i bazowanie na rzetelnych informacjach ma moim zdaniem istotne znaczenie. Po pierwsze dlatego, że jako czytelniczka chcę odczuć, że autor wie, o czym pisze. Chcę zostać przekonana, chcę uwierzyć w każde słowo, chcę poczuć przelane na papier emocje. Po drugie dlatego, że brak znajomości poruszanego tematu, podawanie nieprawdziwych informacji związanych ze zjawiskami, które mogą bezpośrednio dotyczyć potencjalnego odbiorcę uważam za wyraz lekceważenia czytelnika. Po trzecie w końcu dlatego, że wielu czytelników czerpie swoją wiedzę z książek, często niestety nie oddzielając fikcji od faktów. Autor, szczególnie ten, który porusza trudne tematy lub tworzy powieści historyczne, powinien ważyć swoje słowa i poczuwać się do odpowiedzialności za to, co pisze.
   Pisarz pragnący pisać o czymś, co z racji wykształcenia lub doświadczenia jest mu raczej obce (np. o zawodzie, którego nigdy nie wykonywał, kulturze, której nigdy nie poznał, konkretnej epoce historycznej lub związanych z nią wydarzeniach, chorobie, z którą nie miał styczności, czy też problemie natury społecznej, który bezpośrednio nie dotyka ani jego, ani nikogo z jego otoczenia), ma tak naprawdę trzy wyjścia:
- potraktować temat pobieżnie, nie wnikać w szczegóły i bazować jedynie na ogólnej wiedzy;
- puścić wodzy wyobraźni;
- zgłębić temat samemu lub zasięgnąć opinii osób, którym poruszana tematyka jest bliska.
   Jeżeli autor potraktuje tematykę zbyt pobieżnie w sytuacji, gdy stanowi ona istotny wątek lub tło powieści, czytelnik może poczuć wyraźny niedosyt, a czasami nawet rozczarowanie. Jeżeli natomiast zacznie zmyślać, może wpaść w pułapkę stereotypowego myślenia, popełnić niewybaczalne gafy lub zaliczyć wpadki boleśnie obnażające jego niewiedzę. Dlatego też osobiście jako autorka i jako czytelniczka jestem zwolenniczką tej ostatniej opcji.
   Oczywiście ścisłe trzymanie się faktów nie zawsze jest niezbędne. Czasami można lekko je nagiąć na potrzeby książki (np. przyśpieszyć lub ułatwić długo trwające procedury prawne itp.). Zdecydowanej większości czytelników niezaznajomionych z przepisami (w tym z pewnością i mnie :)) taki zabieg raczej umknie uwadze i nie wpłynie na odbiór książki. Czego jednak osobiście w powieściach obyczajowych nie lubię, to zamieszczania w nich absurdów i sytuacji niedorzecznych, nadmiernego przesładzania historii oraz przejaskrawiania lub ujednolicania charakterów i zachowań bohaterów w sposób, który przeszkadza mi w utożsamianiu się z nimi.
   Kupując książkę w księgarni lub sięgając po nią w bibliotece czytelnicy obdarzają pisarza sporym kredytem zaufania. W zamian oczekują, że pisarz potraktuje ich poważnie, że dostarczy im produkt nie tylko zapewniający rozrywkę lub ucztę dla ducha (kto co woli), ale przede wszystkim dopracowany stylistycznie, bez panoszących się w tekście językowych i logicznych "baboli", które psują odbiór całości. Błędy w fikcji są trudne do uniknięcia. Wielu pisarzom, nawet tym popularnym i wprawionym w sztuce pisarskiej, zdarzają się większe lub mniejsze potknięcia, ale naszym obowiązkiem jako autorów jest dołożyć wszelkich starań, by ich w miarę możliwości unikać i nie hołdować zasadzie, że "ciemny lud wszystko kupi". Szanujmy inteligencję i spostrzegawczość czytelnika. Ot, tyle ode mnie w tym temacie :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz